Imie:Breja
Nazwisko:nie dotyczy
Pieniądze:0
Klasa:Bandyta
Rasa:Człowiek
Strona:Neutralny
Wygląd:Główna broń to kusza z metalu z dziwnym metalowym walcem na górze, ubrany jest w długi płaszcz z kapturem, który zawsze ma założony na głowę. Jego twarz jest cała zasłonięta szmatą poza błyszczącymi okularami, które mają oprawki z gumy i ściśle przylegają do twarzy. Buty ma z utwardzanej skóry sięgające do połowy łydki, z dodatkowo wzmocnionymi podeszwami. Na dłoniach ma rękawiczki bez palców, na łokciach ochraniacze, wokół przedramienia jego prawej ręki owinięty jest różaniec, z którego kilka paciorków z krzyżykiem luźno dyndają. Pod płaszczem ma wytarte wojskowe spodnie (masa kieszeni i ochraniacze na kolana). Do pasa przytwierdzoną ma manierkę i metalową paczkę skrętów nurzanych w kwasie. Reszta jego ekwipunku to kilka sucharów pokrytych po kieszeniach, kompas i kieszonkowa biblia ze śpiewnikiem.
Charakter:słaby kompas moralny, generalnie kieruje się podstawowymi potrzebami, jak wszystkie są zaspokojone to robi co pierwsze przyjdzie mu do głowy.
Ekwipunek:Kusza automatyczna, paczka skrętów maczanych w kwasie, biblia kieszonkowa, różaniec, manierka, kompas, set lekkiej zbroji, pas na bron na plecy, pas na 20magazynków do kuszy, 5magazynkow po 10beltow, 50beltow, hak, lina 6m, bomba dymna
Umiejętności:Łobuz kocha najbardziej Ha Tfu Sokole oko Szczesliwy traf Refleks watażki
Specjalizacje:Walka bronią dystansową +6zręcz, Akrobatyka
Historia:
Geneza Breji
Całe życie kopałem ludzi, byzkałem panienki, plułem na słabszych. Dzięki temu wiem też gdzie uderzyć, żeby zabolało. Moje życie nie było proste, brak jedzenia, kogokolwiek na kim mógłbym polegać. Jedyni ludzie, którzy nie popełniali samobójstwa prędzej czy później to byli narkomani. Tak się żyło po apokalipsie. Mieliśmy rok 2119, tak przynajmniej twierdzili ludzie w schronach. Nie zajmowałem się niczym ambitnym. Czasem kogoś okradłem, czasem zabiłem, a czasem sam otarłem się o śmierć. Pewnego dnia zauważyłem ślepca z laską, który szedł drogą przez terytorium mojego gangu. Licząc na łatwy łup podbiegłem do niego, przewróciłem go na ziemię jednym kopniakiem i gdy chciałem mu poderżnąć gardło, jego oczy ożyły, wymówił kilka dziwnych słów, chyba bo niemiecku, albo coś i znalazłem się na bagnie w środku deszczowej nocy. Miałem dziwne poczucie, że to nie jest wcale sen więc nie marnując czasu wstałem i sprawdziłem gdzie jest wschód i zacząłem iść w tamtym kierunku, w końcu kiedyś trafię na rzekę, a jak będzie rzeka to znajdę też ludzi. Znajdę ludzi to się dowiem co to za miejsce i jak wrócić do swojej grupy. Proste.
przygoda z wieśniakami [+18 sexual warning]
W końcu wciąż idąc wzdłuż rzeki moim oczom ukazały się pierwsze drewniane chaty. Po jeszcze kilku krokach okazało się, że to są jedyne chaty, a nie pierwsze. Siedem drewnianych chat, żadnej drogi, tylko jakieś wydeptane ścieżki, żadnych zwierząt, żeby konia, nawet psów nie było. Cholera wie co oni tu robią w środku lasu przy rzece. Wchodzę do pierwszego domu a tam siekiery i wszystko na czarno ujebane, czyli węgiel drzewny wypalają wszystko jasne. Znalazłem spiżarnie, ojebałem sobie co tam mieli najlepszego i w zasadzie ponieważ nie za bardzo obchodziło mnie nic co wieśniacy mogliby w tych swoich chatach mieć, wyszedłem. Już zamierzałem się oddalić, gdy usłyszałem głośne "Stój!". No to się odwracam i patrzę z kim mam do czynienia, jakiś głupek, może 18lat miał, może. No i młody to i gniewny, z gębą do mnie co ja tu robię i czemu wychodzę z chaty jego rodziny. Co mogłem odpowiedzieć, no chyba tylko jedno - "Brata Ci robiłem, spadaj." No i ten wieśniak rzucił się na mnie z pięściami, ja go chwyciłem za barki i zajebałem mu z bańki. Gość miał cholernie twardą głowę, pewnie mu ojciec tłukł, żeby nie rzucać się z pretensjami na nieznajomych, to zachwiałem się, a ten zaraz wyjmuje zza pasa jakiś nożyk. Po tym uderzeniu w głowę wiedziałem już lepiej więc kopnąłem go w jajca, zwinął się w kłębek położył na ziemi i nagle słyszę świst za plecami i ledwo się uchyliłem a jakaś hipiska się siekierą do drewna zamachnęła. Nie zdążyłem jej nawet wyśmiać, że jak ona chce mi tym coś zrobić skoro ledwo to uniosła to smarkacz pociągnął mnie za kostke i byłem uziemiony czterema literami na ziemi. Hipiska wzięła zamach no i co mogłem zrobić, podciąłem ją, jej siekiera rozłupała łeb temu młodemu na dwie półkule, a ja stałem się obiektem wściekłych spojrzeń dwóch mężczyzn, którzy chuj wie skąd się tam wzięli. Widocznie myśleli, że to ja rozłupałem czachę młodemu bo ta hipiska już nad nim klęczała i jęczała jakieś "synku nie umieraj" albo coś w tym stylu. To był moment, żeby wziąć nogi za pas. Spierdalałem przed nimi tak długo, że zaczęło się ściemniać. Te młoty co mnie ścigały musiały się cieszyć bo zagoniły mnie do jakiejś kolejnej wiochy, ale teraz już poważniejszej, konie, drogi, a nawet jakaś wieża straży. Wbiegłem między domy najbliżej wieży, wiadomo najciemniej pod latarnią. To nie był jeden z moich wybitnych pomysłów, wszyscy się zatrzymywali i dziwnie na mnie patrzyli, nie moja wina, że w takich zadupiach każdy się zna i wygląda jak wieśniak a ja nie. Jak moja pogoń dotarła do wieży i przekonała dwóch strażników w zbrojach płytowych, żeby pomogli im szukać mordercy to poważnie się spociłem. Musiałem się ukryć w którymś z domów i to szybko. Stałem akurat koło szopy z piętrem i to byłaby wymarzona kryjówka, ale ze środka słychać było kobiece nucenie. I wtedy przeznaczenie wysłało elfiego łucznika na szczyt wieży strażniczej! Nie kłamię gość wyglądał jak z plakatów władcy pierścieni, szpiczaste uszy i taki dziwny wyraz twarzy jakbyś chciał się wysrać ale był najpoważniejszą osobą na świecie i ci to nie przystało. Nie mając czasu na nic innego wsunąłem się do szopy i stanąłem twarzą w twarz z młodą jasnowłosą dziewczyną nie miała więcej niż 20lat tego jestem pewny. Miała trochę spiczaste uszy jak ten gość na wieży, ale znacznie mniej, ta jej delikatna elfia uroda zdecydowanie dodawała wdzięku. Zdjąłem hustę z twarzy i okulary z oczu. "Hej piękna często tu bywasz?" - zagaiłem. Dziewczyna z miejsca się zarumieniła, chyba poleciała na moje kości policzkowe, mówię wam, takiego plejboja jak ja nie znajdziecie nigdzie. Usłyszałem trzask drzwi w domu niedaleko - "straż, otwierać, szukamy mordercy!" - naszczęście nie było to wystarczająco głośne, albo tak już zamąciłem dziewczynie w głowie, że tego nie usłyszała. W każdym razie nie miałem dużo czasu musiałem już brać się do dzieła. Zacząłem jej mówić to co każda wieśniaczka by chciała usłyszeć - "Jestem bogatym kupcem z miasta, jedynie tędy przejeżdżam, jadę do wielkiego miasta, tam zamierzam kupić najpiękniejsze suknie i brylanty i sprzedać je w innym mieście, a Ty jesteś zbyt piękna by tyle pracować, oh jak mogłaś wytrzymać tyle życia pracując, wyjedź ze mną już nigdy nie pracuj, kupię ci co tylko będziesz chciała". Naturalnie nie minęło pięć minut a ja już byłem w niej po pas. Gdy tylko usłyszałem, że straż zbliżyła się do szopy, szepnąłem jej na ucho, że lubię gdy kobiety głośno jęczą. Strażnicy zdążyli ledwo otworzyć drzwi a ta wyła jak stuletnie widmo w krypcie. Odwrócili się przeprosili i poszli szukać dalej. Po tym wszystkim udało mi się uciec, ale cały czas miałem jedną rzecz w głowie. Czy tą osobą, która mnie zmusiła do wejścia do szopy, a więc do czynności seksualnej z półelfką był jej ojciec elf łucznik, który akurat wyszedł na wieżę? Mam plan się tego kiedyś dowiedzieć...
Nazwisko:nie dotyczy
Pieniądze:0
Klasa:Bandyta
Rasa:Człowiek
Strona:Neutralny
Wygląd:Główna broń to kusza z metalu z dziwnym metalowym walcem na górze, ubrany jest w długi płaszcz z kapturem, który zawsze ma założony na głowę. Jego twarz jest cała zasłonięta szmatą poza błyszczącymi okularami, które mają oprawki z gumy i ściśle przylegają do twarzy. Buty ma z utwardzanej skóry sięgające do połowy łydki, z dodatkowo wzmocnionymi podeszwami. Na dłoniach ma rękawiczki bez palców, na łokciach ochraniacze, wokół przedramienia jego prawej ręki owinięty jest różaniec, z którego kilka paciorków z krzyżykiem luźno dyndają. Pod płaszczem ma wytarte wojskowe spodnie (masa kieszeni i ochraniacze na kolana). Do pasa przytwierdzoną ma manierkę i metalową paczkę skrętów nurzanych w kwasie. Reszta jego ekwipunku to kilka sucharów pokrytych po kieszeniach, kompas i kieszonkowa biblia ze śpiewnikiem.
Charakter:słaby kompas moralny, generalnie kieruje się podstawowymi potrzebami, jak wszystkie są zaspokojone to robi co pierwsze przyjdzie mu do głowy.
Siła:13+25=38
Wytrzymałość:14+6=20 *1.25 zbroja lekka =25
Szybkość:10+29=39
Zręczność:10+40=50
Zmęczenie/Mana:900
człowiek.bandyta+100
Wytrzymałość:14+6=20 *1.25 zbroja lekka =25
Szybkość:10+29=39
Zręczność:10+40=50
Zmęczenie/Mana:900
człowiek.bandyta+100
Ekwipunek:Kusza automatyczna, paczka skrętów maczanych w kwasie, biblia kieszonkowa, różaniec, manierka, kompas, set lekkiej zbroji, pas na bron na plecy, pas na 20magazynków do kuszy, 5magazynkow po 10beltow, 50beltow, hak, lina 6m, bomba dymna
Umiejętności:Łobuz kocha najbardziej Ha Tfu Sokole oko Szczesliwy traf Refleks watażki
Specjalizacje:Walka bronią dystansową +6zręcz, Akrobatyka
Historia:
Geneza Breji
Całe życie kopałem ludzi, byzkałem panienki, plułem na słabszych. Dzięki temu wiem też gdzie uderzyć, żeby zabolało. Moje życie nie było proste, brak jedzenia, kogokolwiek na kim mógłbym polegać. Jedyni ludzie, którzy nie popełniali samobójstwa prędzej czy później to byli narkomani. Tak się żyło po apokalipsie. Mieliśmy rok 2119, tak przynajmniej twierdzili ludzie w schronach. Nie zajmowałem się niczym ambitnym. Czasem kogoś okradłem, czasem zabiłem, a czasem sam otarłem się o śmierć. Pewnego dnia zauważyłem ślepca z laską, który szedł drogą przez terytorium mojego gangu. Licząc na łatwy łup podbiegłem do niego, przewróciłem go na ziemię jednym kopniakiem i gdy chciałem mu poderżnąć gardło, jego oczy ożyły, wymówił kilka dziwnych słów, chyba bo niemiecku, albo coś i znalazłem się na bagnie w środku deszczowej nocy. Miałem dziwne poczucie, że to nie jest wcale sen więc nie marnując czasu wstałem i sprawdziłem gdzie jest wschód i zacząłem iść w tamtym kierunku, w końcu kiedyś trafię na rzekę, a jak będzie rzeka to znajdę też ludzi. Znajdę ludzi to się dowiem co to za miejsce i jak wrócić do swojej grupy. Proste.
przygoda z wieśniakami [+18 sexual warning]
W końcu wciąż idąc wzdłuż rzeki moim oczom ukazały się pierwsze drewniane chaty. Po jeszcze kilku krokach okazało się, że to są jedyne chaty, a nie pierwsze. Siedem drewnianych chat, żadnej drogi, tylko jakieś wydeptane ścieżki, żadnych zwierząt, żeby konia, nawet psów nie było. Cholera wie co oni tu robią w środku lasu przy rzece. Wchodzę do pierwszego domu a tam siekiery i wszystko na czarno ujebane, czyli węgiel drzewny wypalają wszystko jasne. Znalazłem spiżarnie, ojebałem sobie co tam mieli najlepszego i w zasadzie ponieważ nie za bardzo obchodziło mnie nic co wieśniacy mogliby w tych swoich chatach mieć, wyszedłem. Już zamierzałem się oddalić, gdy usłyszałem głośne "Stój!". No to się odwracam i patrzę z kim mam do czynienia, jakiś głupek, może 18lat miał, może. No i młody to i gniewny, z gębą do mnie co ja tu robię i czemu wychodzę z chaty jego rodziny. Co mogłem odpowiedzieć, no chyba tylko jedno - "Brata Ci robiłem, spadaj." No i ten wieśniak rzucił się na mnie z pięściami, ja go chwyciłem za barki i zajebałem mu z bańki. Gość miał cholernie twardą głowę, pewnie mu ojciec tłukł, żeby nie rzucać się z pretensjami na nieznajomych, to zachwiałem się, a ten zaraz wyjmuje zza pasa jakiś nożyk. Po tym uderzeniu w głowę wiedziałem już lepiej więc kopnąłem go w jajca, zwinął się w kłębek położył na ziemi i nagle słyszę świst za plecami i ledwo się uchyliłem a jakaś hipiska się siekierą do drewna zamachnęła. Nie zdążyłem jej nawet wyśmiać, że jak ona chce mi tym coś zrobić skoro ledwo to uniosła to smarkacz pociągnął mnie za kostke i byłem uziemiony czterema literami na ziemi. Hipiska wzięła zamach no i co mogłem zrobić, podciąłem ją, jej siekiera rozłupała łeb temu młodemu na dwie półkule, a ja stałem się obiektem wściekłych spojrzeń dwóch mężczyzn, którzy chuj wie skąd się tam wzięli. Widocznie myśleli, że to ja rozłupałem czachę młodemu bo ta hipiska już nad nim klęczała i jęczała jakieś "synku nie umieraj" albo coś w tym stylu. To był moment, żeby wziąć nogi za pas. Spierdalałem przed nimi tak długo, że zaczęło się ściemniać. Te młoty co mnie ścigały musiały się cieszyć bo zagoniły mnie do jakiejś kolejnej wiochy, ale teraz już poważniejszej, konie, drogi, a nawet jakaś wieża straży. Wbiegłem między domy najbliżej wieży, wiadomo najciemniej pod latarnią. To nie był jeden z moich wybitnych pomysłów, wszyscy się zatrzymywali i dziwnie na mnie patrzyli, nie moja wina, że w takich zadupiach każdy się zna i wygląda jak wieśniak a ja nie. Jak moja pogoń dotarła do wieży i przekonała dwóch strażników w zbrojach płytowych, żeby pomogli im szukać mordercy to poważnie się spociłem. Musiałem się ukryć w którymś z domów i to szybko. Stałem akurat koło szopy z piętrem i to byłaby wymarzona kryjówka, ale ze środka słychać było kobiece nucenie. I wtedy przeznaczenie wysłało elfiego łucznika na szczyt wieży strażniczej! Nie kłamię gość wyglądał jak z plakatów władcy pierścieni, szpiczaste uszy i taki dziwny wyraz twarzy jakbyś chciał się wysrać ale był najpoważniejszą osobą na świecie i ci to nie przystało. Nie mając czasu na nic innego wsunąłem się do szopy i stanąłem twarzą w twarz z młodą jasnowłosą dziewczyną nie miała więcej niż 20lat tego jestem pewny. Miała trochę spiczaste uszy jak ten gość na wieży, ale znacznie mniej, ta jej delikatna elfia uroda zdecydowanie dodawała wdzięku. Zdjąłem hustę z twarzy i okulary z oczu. "Hej piękna często tu bywasz?" - zagaiłem. Dziewczyna z miejsca się zarumieniła, chyba poleciała na moje kości policzkowe, mówię wam, takiego plejboja jak ja nie znajdziecie nigdzie. Usłyszałem trzask drzwi w domu niedaleko - "straż, otwierać, szukamy mordercy!" - naszczęście nie było to wystarczająco głośne, albo tak już zamąciłem dziewczynie w głowie, że tego nie usłyszała. W każdym razie nie miałem dużo czasu musiałem już brać się do dzieła. Zacząłem jej mówić to co każda wieśniaczka by chciała usłyszeć - "Jestem bogatym kupcem z miasta, jedynie tędy przejeżdżam, jadę do wielkiego miasta, tam zamierzam kupić najpiękniejsze suknie i brylanty i sprzedać je w innym mieście, a Ty jesteś zbyt piękna by tyle pracować, oh jak mogłaś wytrzymać tyle życia pracując, wyjedź ze mną już nigdy nie pracuj, kupię ci co tylko będziesz chciała". Naturalnie nie minęło pięć minut a ja już byłem w niej po pas. Gdy tylko usłyszałem, że straż zbliżyła się do szopy, szepnąłem jej na ucho, że lubię gdy kobiety głośno jęczą. Strażnicy zdążyli ledwo otworzyć drzwi a ta wyła jak stuletnie widmo w krypcie. Odwrócili się przeprosili i poszli szukać dalej. Po tym wszystkim udało mi się uciec, ale cały czas miałem jedną rzecz w głowie. Czy tą osobą, która mnie zmusiła do wejścia do szopy, a więc do czynności seksualnej z półelfką był jej ojciec elf łucznik, który akurat wyszedł na wieżę? Mam plan się tego kiedyś dowiedzieć...